Podobno cała zabawa jest w umiarze. O ile przy środkach psychodelicznych to stwierdzenie może brzmieć dziwnie i nie być Waszym pierwszym skojarzeniem, to prawdopodobnie nie słyszeliście o microdosingu. Co to takiego, skąd się wzięło i czy aby na pewno nie ściemniam? Mały przewodnik o mikrodawkach poniżej – oczywiście w mini porcji.
Spis treści
Mała alternatywa do porannej kawy?
Budzicie się rano. Zaczynacie poranną rutynę. Prysznic, trochę ćwiczeń, śniadanie i kawa. W biurze zajmujecie z góry upatrzone miejsce… Być może Wasz mózg natychmiast zabiera się do pracy i wchodzicie na swoje najwyższe obroty. Jednak dla entuzjasty mikrodawkowania rutyna wygląda trochę inaczej. Mowa o grupie osób, które swoją kreatywność i produktywność pobudzają w sposób inny niż wypicie małej czarnej czy ekspresowy jogging po parku.
Chodzi właśnie o aplikację malutkich porcji LSD lub psylocybiny – takich, które nie wprowadzają jeszcze w tradycyjny stan podróży czy haju, ale z powodzeniem wzbudzają naszą kreatywność, czy nawet polepszają samopoczucie. Zażycie takiej micro-dozy nie prowadzi do skutków ubocznych, jak po pełnej dawce, np. kwasu, więc nie czeka Was zmęczenie czy dół dnia następnego.
Kwasowa poczta
W 2010 roku, James Fadiman, rozpoczął swój wielki plan, aby przetestować działanie microdosingu. Zainteresowani terapią mogli wypełnić formularz i rozpocząć testowanie przyjmowania małych dawek środków psychodelicznych, aby zobaczyć ich efekty w pracy lub pokonać problemy na tle psychicznym czy zdrowotnym. Fadiman od lat badał wpływ LSD na naszą kreatywność i skłonności artystyczne twierdząc, że odpowiednio stosowane nie przynoszą złych konsekwencji, a mogą bardzo pomóc.
Oczywiście, poza testami Fadimana, rozpoczęto również badania przy uwzględnieniu placebo. Naukowcy z Fundacji Beckley i Imperial Collage of London swoim pacjentom przesyłali blottery zarówno z LSD, jak i z placebo. Pomieszane kartoniki oznaczane były uprzednio odpowiednimi kodami QR i tym samym pomagały w racjonalnym oszacowaniu działań microdosingu.
Pozytywne połączenia
Kiedy słyszymy, że ktoś się skwasił, od razu widzimy szaleńcze napady niekontrolowanego śmiechu i niedorzeczne wypowiedzi. Prawdą jest, że dietyloamid, czyli LSD, faktycznie ma właściwości neurochemiczne. LSD wchodzi w reakcję z receptorami w naszym mózgu, które normalnie kontaktują się z naszymi naturalnymi neurotransmiterami serotoniny. Krótkotrwale obniżają jej poziom, co prowadzi dalej do nadprodukcji. To w efekcie zwiększa wzrost przewodnictwa między neuronami i zawiązują się połączenia, które bez nadmiaru serotoniny byłyby nieaktywne. Mikrodawkowanie to inna historia.
Kiedy nie dochodzi do nadużycia substancji psychoaktywnych, a jedynie przyjmowania ich niewielkich porcji, efekty również są inne – czujemy przypływ inspiracji, poprawia się nasze samopoczucie i świadomość, a ciało nie odczuwa przykrych konsekwencji skwaszenia. Jeden z testerów zwrócił nawet uwagę na lepszy kontakt ze swoim ciałem – microdosing uświadomił mu, jak niewygodne nosi spodnie i jak łatwo jest po prostu wyrzucić je i kupić nowe. Wcześniej przez lata ignorował własny dyskomfort wynikający z tak błahej rzeczy.
Mikro-kroczkiem do celu
Jak pewnie zdążyliście się już zorientować po tym tekście, mikrodawkowanie to nie plan na piątkowy wieczór przed czy na imprezie, ani to nie fun dla nieletniego Seby na trzepaku. Microdosing wynika ze świadomej decyzji, że chcemy coś zmienić w swoim życiu i podejmujemy się regularnej terapii małymi dawkami. Decyzję taką podejmują najczęściej osoby z zaburzeniami, takimi jak ADHD, PTSD, depresją czy silnymi migrenami. Takie dawkowanie kwasu czy psylocybiny pozwala poznać swoje lęki i stawić im czoła, czy dojść do ładu z własnym ciałem i umysłem. To również booster dla osób zmagających się z popularną ostatnio prokrastynacją, wypaleniem zawodowym i brakiem pewności siebie.
Microdosing jest nadal tematem świeżym i kontrowersyjnym. W świetle prawa – nielegalny. W praktyce – pomagający poznać swoją psychikę i problemy i realnie coś z nimi zrobić. To też metoda popularna w całej Dolinie Krzemowej i środowisku IT.
Kiedyś kwas kojarzono z artystami, teraz świat naszego umysłu zwiedzają z nim ludzie z przeróżnych branży. Jakie są Wasze odczucia – to placebo, wymówka dla codziennego odlotu przed 10. rano czy faktyczna terapia, która może pomóc ludzkości?